Assassin's Creed IV: Black Flag
Przejdźmy do gry, która stanie się chyba jedną z moich ulubionych gier. Z resztą, seria Assassin's Creed jest moim zdaniem najbardziej epicką serią w historii gier, bo łączy wszelkie różne gatunki w jednym. Możemy ujrzeć w nich dobrą fabułę, możliwość walki, logicznego myślenia, różnych zagadek, mądre rozpatrzenie ekwipunku, pływanie statkiem czy nawet polowanie. Ale dzisiaj skupiamy się na 6 części z tej serii czyli Black Flag (6 czyli: Assassin's Creed, Assassin's Creed II, Assassin's Creed: Brotherhood, Assassin's Creed: Revelations, Assassin's Creed III, Assassin's Creed IV: Black Flag).
Grę zaczynamy od razu z grubej rury. Rzuca nas w środek bitwy morskiej i od razu mamy możliwość kierowania statkiem. Następnie pewny zwrot akcji, odwiedzenie pierwszego miasta, przedstawienie podstawowych funkcji gry oraz dość niepowtarzalna fabuła, ponieważ w poprzednich seriach twórcy przyzwyczaili nas do oficjalnego dołączenia do Bractwa Asasynów, dużo lat nauki itp. Lecz tutaj wszystko toczy się raczej o wielkie pieniądze, a nie o ratunek świata przed templariuszami. Może zmienia to fakt, że Desmond Miles nie żyje, a możliwością przeżycia pirackiego życia jest, wprawdzie, animus, ale w korporacji Abstergo, którzy, jak dobrze wiemy, są ogólnie uznawani za templariuszy. No ale wróćmy do gry.
Główny bohater, Edward Kenway, opisując go w 3 słowach: pirat, rozbójnik, przystojniak. Chyba tylko on miałby tupet zrobić taką rzecz, która dość mnie rozśmieszyła, ale też zaskoczyła (jak sami zagracie to zrozumiecie!). Myślę, że tworzy on bardzo ciekawy klimat i inny jego charakter stworzyłby całkiem inną grę. Sama jeszcze nie jestem w jakiejś dalekiej fabule, bo skupiłam się na pływaniu po morzu i zbieraniu skarbów (arrrr, prawdziwy pirat ze mnie), ale jak na razie bardzo mi się podoba.
Coś nowego w rozgrywce Assassin's Creed IV? Może trudno zauważyć, bo szczerze mówiąc, widzę wielkie podobieństwo jak i do poprzedniej części jak i do, uwaga, Assassin's Creed II. Tak, część 2. Pytacie: dlaczego? Tak po prostu poczułam ten klimat jak w tej części. Myślę, że jest to dzięki niektórym dźwiękom zapożyczonym od części drugiej, przykładowo: otwierania skrzyń. Ale muszę szczerze przyznać, że sama nie wiem dlaczego przypomina mi to "dwójkę", nie mogę nawet tego sobie wytłumaczyć. To trzeba po prostu POCZUĆ.
Ale mówiąc o czymś nowym w rozgrywce, to jedną rzeczą jaką zauważyłam jest walka dwoma mieczami, a nie jednym, do czego przyzwyczaiła nas gra. Myślę też, że Edward, walcząc ukrytym ostrzem, walczy dużo wolniej niż jego przodkowie (czy też syn i wnuk, heh). Jest to chyba wina tego, że Edwardzik spotyka się, w swoim życiu, może pierwszy raz z takim narzędziem, więc się biedaczkowi nie dziwię.
Możliwe, że w grze jest dużo więcej nowy rzeczy, ale ja ich po prostu nie zobaczyłam.
Przechodząc do sedna. Jak na razie gra zapowiada się, hmm, słodko? Tak, mogłabym to tak ująć. To co teraz wyczyniam w tej grze jest zapewne wisienką na ogromnym torcie, a ja nie mogę się doczekać, aby ten tort zjeść w całości. Ale czy składa się on z dobrych składników, czy są dobrze wymierzone? To jeszcze odkryję, ale już stawiam ocenę.
Moja ocena: 9/10
Hej hoł, zaszalałam, ale jestem całkowicie szczera, polecam!